Zacznijmy od tego, że nasz stosunek do pracy często jest uzależniony od sytuacji społecznej i osobistej, w której się znajdujemy. Nie ma jednak reguły, że np. ktoś, kto ma rodzinę będzie mniej zaangażowany. Wszystko rozchodzi się o priorytety, osobowość pracownika oraz charakter jego zawodu. Jak we wszystkim ważny jest rozsądek i umiejętność wyważenia różnych obowiązków i powinności.
Natchnęło mnie, żeby co nieco napisać, jak to wygląda u mnie :-)
NIE JESTEM LOGOPEDĄ PO PRACY.
Może to być dla niektórych szok, ale tak. Da się wyłączyć myślenie terapeutyczne po skończonej pracy. Wypracowałam to sobie od początku swojej ścieżki zawodowej i trzymam się tego cały czas. Uważam, że tak jest zdrowo i uczciwie w stosunku do tych, z którymi przebywam po powrocie do domu. Bywają sytuacje, że trzeba zostać chwilkę dłużej lub jakąś pojedynczą rzecz dopracować po godzinach, oczywiście, zawsze są pewne wyjątki. Jednak nie są to regularne praktyki. Uważam też, że moja praca przynosi więcej dobrego, kiedy wykonuję ją wypoczęta i tylko w sztywno określonych godzinach. Każdy potrzebuje odpoczynku, oczyszczenia umysłu i szeroko pojętego relaksu. Ponadto wydaje mi się, iż mój stosunek do pracy, którą wykonuję zapobiega zbyt wczesnemu wypaleniu zawodowemu. Lubię swoich pacjentów i zdarza mi się o nich myśleć w różnych sytuacjach, nie oznacza to jednak, że zaprzątają mi myśli w sposób, który uniemożliwia mi np. spokojne zjedzenie kolacji z mężem, bądź zaangażowanie się w 100% w zabawę z córcią.
Wspomnę tutaj też o dokształcaniu się, czyli uczestnictwie w szkoleniach oraz czytaniu fachowej, aktualnej literatury - sama robię to od czasu do czasu, ale nie można się na tym punkcie zafiksować. To tak w skrócie.
Wspomnę tutaj też o dokształcaniu się, czyli uczestnictwie w szkoleniach oraz czytaniu fachowej, aktualnej literatury - sama robię to od czasu do czasu, ale nie można się na tym punkcie zafiksować. To tak w skrócie.
NIE JESTEM LOGOPEDĄ PODCZAS SPOTKAŃ RODZINNYCH.
Zapewne wielu z Was wie, że najgorzej jest zwrócić uwagę najbliższym. To samo tyczy się pouczeń i mądrości związanych z wykonywanym przez nas zawodem. Wychodzę z założenia, że odpowiadam dopiero, kiedy ktoś mnie o coś zapyta. Nigdy się nie narzucam i nie mądruję, bo po co? Każdy w rodzinie (chyba) wie, że jestem neurologopedą i zakładam, że w razie potrzeby sam się do mnie zwróci. Ciągle jeszcze rodzice boją się konsultacji u różnych terapeutów, często czekają aż dziecko będzie większe, albo wyrośnie. Szkoda. Ale niczego nie można robić na siłę.
Bywa również, że NIE JESTEM LOGOPEDĄ PODCZAS ZAJĘĆ TERAPEUTYCZNYCH.
To ostatnie może się wydawać dziwne, ale czasami tak jest. Mój zawód jest interdyscyplinarny, co oznacza, że czerpie z wielu dziedzin nauki. Niekiedy jest potrzeba wcielenia się nieco w rolę psychologa, czy pedagoga. Czasami pacjent ma gorszy dzień i trzeba wykazać się ogromną empatią, aby ruszyć cokolwiek z ćwiczeń stricte logopedycznych. Wzajemne zrozumienie to klucz do powodzenia terapii. Nie uważam, żeby sporadyczne zajęcia, w czasie których większość czasu zajmie nam "przerobienie" jakiegoś problemu, trudności, bądź niechęci do czegoś, uznawać na stracone. Sprawa zbagatelizowana i zamieciona pod dywan prędzej, czy później spod niego wyjdzie. Moim zdaniem lepiej rozwiązać wszystko tu i teraz. Często nie ma po prostu innej możliwości, aby ruszyć z materiałem logopedycznym do przodu.
Komentarze
Prześlij komentarz