Coraz częściej spotkam się z nagonką na nas logopedów, że zamiast zajmować się tym, czym powinniśmy, tracimy czas i mądrujemy się w kwestiach, które należą do innych specjalistów. Przemyślałam sobie sprawę bardzo dokładnie, przeanalizowałam swoje działania terapeutyczne i nie mogę się z tym zgodzić. Oczywiście mówię za siebie, bo uważam, że każdy w swoim sumieniu powinien się rozliczyć z jakości świadczonej przez siebie pomocy.
Zacznijmy od tego, że rozwój mowy jest ściśle związany z rozwojem innych funkcji poznawczych. Dla przykładu: maluch wskazuje na coś, pokazuje palcem, obserwuje ten element rzeczywistości, interesuje się nim. Mama nazywa ten desygnat mówiąc np. "o tam, leci samolot! UUUUUUUU! Popatrz, jak szybko!". Brzdąc słucha, możliwe, że spojrzy też na buzię mamy, zaciekawiony obserwuje obiekt, a może nawet próbuje powtórzyć na mamą "UUUUUUUU!", cieszy się. Zobaczcie, ile różnych funkcji tutaj ze sobą współpracuje: percepcja wzrokowa, słuchowa, pamięć, uczenie się, myślenie i oczywiście mowa (próby powtarzania). Uczymy się także przez dotykanie, smakowanie, czy wąchanie - nie widzę niczego złego w pokazaniu dziecku rzeczywistych przedmiotów, które zanim nazwie będzie mogło dotknąć, posmakować, czy powąchać. Im więcej zmysłów uruchomimy, tym lepiej i szybciej czegoś się nauczymy. A przecież wszystkim chodzi właśnie o efekty!
Tylko holistyczne podejście do problemów danego pacjenta gwarantuje powodzenie terapii. I nie chodzi mi tutaj wcale o wchodzenie w działkę fizjoterapeuty, czy psychologa. Ale wydaje mi się to normalne, że czasami pewne elementy wykorzystamy (takie, które wolno nam wcielić do terapii nie mając kwalifikacji wymienionych specjalistów). NIE WOLNO NAM JEDNAK ZAPOMINAĆ, ŻE PRZEDE WSZYSTKIM JESTEŚMY TERAPEUTAMI MOWY I SPECJALISTAMI OD ZABURZEŃ KOMUNIKACJI JĘZYKOWEJ I INNE ASPEKTY NIE MOGĄ ZDOMINOWAĆ NASZYCH ZAJĘĆ! Każde działanie musi przybliżać nas do realizacji celu terapeutycznego, który przyświeca każdemu spotkaniu z pacjentem. Przerywniki są konieczne! Podobnie jak przemycanie żmudnych ćwiczeń w atrakcyjnej formie ciekawego zadania.
Warto wspomnieć jeszcze o jednej kwestii. Wielokrotnie doświadczyłam sytuacji, w której rodzic przyszedł ze mną porozmawiać o innych niż logopedyczne sprawach. Bywa, że dopiero poznanie kompletnej historii danego pacjenta umożliwia nam ruszenie z miejsca. Tak, ruszenie z miejsca z terapią zaburzenia mowy, bądź wymowy! :-) niektórzy mogliby powiedzieć, że wchodzę tutaj w działkę psychologa - otóż czasami jest to konieczne (oczywiście wszystko w granicach rozsądku). Jeśli obserwuję jakieś głębsze problemy, polecam rodzicom skorzystanie z pomocy innego terapeuty. Ale umówmy się, nie zawsze, kiedy mamy jakiś problem, wątpliwość, szukamy pomocy konkretnego (często nieznajomego) specjalisty. Jakże często rozmawiamy po prostu z kimś, kogo znamy, komu ufamy i wzbudza naszą sympatię...
Logopedia/neurologopedia to nauka interdyscyplinarna, czyli wykorzystująca dorobek innych nauk. Często szkolimy się z dziedzin pokrewnych i aktualizujemy swoją wiedzę po to, aby jeszcze lepiej rozumieć problemy pacjentów. Współpracujemy z innymi specjalistami i odsyłamy do nich, jeśli nie jesteśmy w stanie sami w pełni pomóc. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy terapeutami od wszystkiego.
Komentarze
Prześlij komentarz