Bardzo często wprowadzam do terapii ćwiczenia oparte na rozmaitych grach planszowych. Zazwyczaj zdarza się to podczas ćwiczeń na sylabach lub wtedy, kiedy utrwalamy konkretne głoski przysparzające dziecku artykulacyjnych problemów. Moi podopieczni bardzo lubią te ćwiczenia. Motywuje mnie to również do tworzenia moich własnych gier na potrzeby konkretnych zajęć. Wszystko idzie znakomicie, ale tylko do pewnego momentu... Problem pojawia się w sytuacji, kiedy gra się kończy. Każda ma to do siebie, że wygrywa ją jedna osoba. Jeśli wygrywa dziecko - super. Ale jeśli wygra ciocia... To już nie jest tak kolorowo.
Osobiście uważam, iż każdy maluch w domu oraz podczas zajęć logopedycznych i innych powinien uczyć się, że nie zawsze on będzie wygrywał. Jest to przede wszystkim cenna nauka na całe jego przyszłe życie, z którym bardzo szybko przyjdzie mu się zmierzyć. Nie mniej chciałabym podkreślić, że nie może to być zmiana rewolucyjna. Każde działanie powinno być zamierzone i dobrze przemyślane przez rodzica lub terapeutę. Nie można z dnia na dzień po prostu powiedzieć małemu człowieczkowi, że "życie jest ciężkie i nie zawsze będzie wygrywać". Ważna jest delikatność oraz uzasadnienie dlaczego jest tak, a nie inaczej. Jeśli dziecku zdarzy się przegrana trzeba mu wytłumaczyć, że jego złość to naturalny odruch. Trzeba uzmysłowić maluchowi, że to, iż w danym momencie przegrał nie oznacza, że jest zły, do niczego się nie nadaje i nic nie umie. Można (a nawet trzeba) pochwalić dziecko, jeśli za którymś razem w sytuacji "porażki" będzie potrafiło podejść do sprawy neutralnie bez większych emocji.
Jestem przekonana, że mądrzy rodzice i rozsądni terapeuci znajdą złoty środek w tej jakże trudnej sprawie.
Komentarze
Prześlij komentarz